Cześć!
Decydując się na start w BMW Berlin Maraton miesiąc po ukończeniu Orlen Warsaw Maraton miałam (dosłownie) milion planów jakie chciałam zrealizować w trakcie cyklu przygotowawczego. Miałam przecież kolejne 3,5 miesiąca czasu na wyszlifowanie swojej formy.
Jak w życiu czasem bywa moje plany nie wypaliły nawet w 1%.
Od maja do końca sierpnia pobiegłam tyle razy, że można by było je zliczyć na palcach JEDNEJ ręki. Powód? Nienawidzę biegać w temperaturach powyżej 20 stopni, do tego stopnia, że nic nie jest mnie w stanie do tego przekonać, nawet nadchodzący maraton.
Pierwszy raz pobiegłam 14 sierpnia i przebiegłam…3 km więcej nie byłam w stanie. Do biegania wróciłam 20 sierpnia, gdy doszło do mnie, że zostało mi 26 dni…
W efekcie moje przygotowanie do maratonu trwało od 20 sierpnia do 10 września, czyli 20 dni.
Przebiegłam w tym czasie 150 km i 16 września stawiłam się na starcie Maratonu Berlińskiego. Stwierdziłam, że jeżeli nie dokucza mi żadna kontuzja to co mi szkodzi spróbować, najwyżej odniosę pierwszą porażkę w swojej „karierze” biegacza. Kto nie ryzykuje ten nie pije sampana – tak zawsze mówi mi Michał :D
Podsumowując te 42 km 195 m były dla mnie niezłą lekcją życia podczas której dowiedziałam się ile tak naprawdę mam w sobie siły i pokory. Pozytywne myślenie, wiara w to, że się uda jest w stanie zdziałać cuda. Udało się! Mimo przeciwności losu przebiegłam i szczęśliwie ukończyłem swój drugi maraton w życiu (i w tym roku) i tym samym rozpoczęłam kolejny etap w swoim życiu jakim jest zdobycie korony najważniejszych maratonów na świecie.
Największe podziękowania należą się mojemu Bratu, który bez zastanowienia wybiegł do mnie z 39 km, dobiegł do mnie na na 31 km i biegł dalej na 39km. Bez jakiegokolwiek przygotowania przebiegł bez zatrzymania 16 km, ratując mnie co chwile lodem w sprayu i podtrzymując na duchu. Ten maraton należał również do niego! Dzięki Oski!!!! Dziękuje również moim kibicom Michałowi, Mamie, Tacie i Monice, którzy dzielnie towarzyszyli mi na trasie maratonu. Taka ekipa to prawdziwe kozaki :)
Pamiętajcie wszystko zależy od nas samych, od naszej psychiki, nastawienia i walki o swoje marzenia. Nie można w nie wątpić nawet na chwile.
Nic nie wyrazi szczęścia jakie towarzyszyło mi przy przekraczaniu mety! – ryczałam jak bóbr.
Wszystkim życzę takich emocji przy spełnianiu marzeń, nie koniecznie tych sportowych ale po prostu wszystkich!